Urodził się w Kozienicach 13 listopada 1906 roku. Stanisław był drugim spośród czworga dzieci Antoniego i Anieli z Olkowskich Westwalewiczów. Rodzice dołożyli wszelkich starań, ażeby rozwijał się w atmosferze ciepła rodzinnego. Mimo, iż w życiu rodziny Westwalewiczów towarzyszył niedostatek, to jednak bardzo dbali oni o rozwój duchowy i intelektualny swoich dzieci. Zwłaszcza matka, osoba o artystycznej duszy, szczególnie uwrażliwiła syna na dostrzeganie rzeczy pięknych, szacunek dla otaczającego świata i piękna przyrody. Jako małe dziecko dużo rysował i malował, nikt nie przypuszczał wtedy, że w przyszłości wyrośnie artysta malarz o nieprzeciętnym talencie. Jako artysta wspominał po latach: „już jako piętnastoletni chłopiec wiedziałem, że będę malarzem”.

Przedtem jednak musiał, jak inni jego rówieśnicy, ukończyć Szkołę Powszechną w Kozienicach, a potem 5 klas Gimnazjum, które powstało po odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Następnie przeniósł się do Radomia i w tamtejszym Gimnazjum ukończył pozostałe klasy wraz ze zdaniem egzaminu maturalnego.

Będąc jeszcze gimnazjalistą w Kozienicach został zauważony jako dobrze zapowiadający się artysta przez nauczyciela rysunków Zobczyńskiego. On to zwrócił uwagę na obdarzonego talentem ucznia, udzielał wielu cennych rad i uwag. W uznaniu za dobre postępy artystyczne na koniec roku szkolnego podarował swemu uczniowi książkę o Vlastimilu Hoffmanie. Książkę tę artysta miał do końca swych dni we własnym księgozbiorze i przechowywał jako cenną pamiątkę.

Nadszedł czas, kiedy każdy młody człowiek ze świadectwem maturalnym w kieszeni musi podjąć życiową decyzję – co robić dalej? Pan Stanisław marzył o studiowaniu malarstwa – w stronę artystycznej uczelni ciągnęła jego dusza i serce.

Najbliżsi jak mogli odradzali mu tę decyzję, motywując tym, że nie jet to profesja dająca konkretne korzyści materialne.

Ponieważ był też dobrym matematykiem, postanowił zdawać na wydział architektury Politechniki Warszawskiej rozumując, że i tam uczą rysunku. Zdobywając zawód architekta będzie miał środki na utrzymanie, a potem będzie mógł zająć się malarstwem, które było już jego wielką pasją.

Jak to w życiu bywa, przewrotny los sprawił, że stało się inaczej. Na wydział architektury nie dostał się, mimo dwukrotnie zdawanych egzaminów. Nie zrażając się tym niepowodzeniem, przeniósł się z Warszawy do Krakowa i w tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych zdawał z powodzeniem egzaminy na wydział malarstwa. Po latach wspominał ze wzruszeniem „Mimo rozmaitych sukcesów, do dziś uważam, że była to najszczęśliwsza chwila w moim życiu”.

Był rok 1927, ten i następne były latami ciężkiej i wytężonej pracy.

Był studentem bardzo pilnym i obowiązkowym; świadom, że stoi przed życiową szansą, chciał ją jak najlepiej wykorzystać. Niebawem uznano, że jest jednym z najlepszych rysowników w ASP.
W czasie studiów otrzymywał liczne nagrody i wyróżnienia.

Podczas II wojny światowej związany był z armią gen. Andersa. Po ośmioletniej tułaczce wojennej staną na ziemi polskiej w czerwcu 1947 roku. Było to wielkie przeżycie dla artysty, tym bardziej że po raz pierwszy zobaczył swojego pierworodnego syna Antoniego. Do Kozienic już nie wrócił.

Wraz z rodziną zamieszkał w Pionkach, gdzie w czasie okupacji przeprowadziła się żona.

Pracę podjął w Liceum Ogólnokształcącym jako nauczyciel rysunków, a także na kursach handlowych, gdzie prowadził zajęcia z reklamy. W 1951 roku, po dwuletnim pobycie w Pionkach, wraz z rodziną przeprowadził się do Pilzna, rodzinnego miasta żony. Ale miejscem, gdzie osiadł na stałe był Tarnów. Tam też napotkał trudności ze znalezieniem stałej posady, kategorycznie odmówiono mu etatu w Liceum Plastycznym („andersowska” przeszłość). Żeby nie popaść w finansową ruinę przez pięć lat uczył matematyki w szkołach podstawowych. Nigdy jednak, mimo tylu przeciwności, nie zaprzestał malowania.

Przez cały okres od powrotu do kraju brał czynny udział w życiu artystycznym. W 1947 r. został członkiem ZPAP Okręgu Warszawskiego. Tylko do 1951 r. wziął udział w 12 wystawach ZPAP w Radomiu i czterech wystawach ogólnopolskich.

Prezentował także prace z Bliskiego Wschodu i Włoch. Oprócz tego w dalszym ciągu pracował nad malarstwem monumentalnym m.in. w 1954 r. wykonał polichromię w kościele w Wysokim Kole, a w 1963 r. w kościele w Kozienicach. W 1968 r. jego prace były wystawiane w Galerii Murzyńskiej Uniwersytetu w Alabamie. Wielkie uznanie i splendor przyniosła mu wystawa z okazji 50-lecia pracy twórczej, która odbyła się w 1983 r. w Krakowskim Pałacu Sztuki.

W latach 90-tych odbyły się dwie ważne wystawy. Stanisław Westwalewicz był twórcą wszechstronnym. Poza malarstwem olejnym zajmował się wspomnianym malarstwem monumentalnym, uprawiał akwarelę, grafikę, projektował witraże i plakaty. Artysta nieraz powtarzał: „Jestem wychowany na sztuce Młodej Polski …którą należy kontynuować”.

Malarstwo było wielką pasją artysty. Był bardzo przywiązany do swoich obrazów, dlatego niechętnie się z nimi rozstawał. Jego pracownia to olbrzymi magazyn sztuki. Obrazy S. Westwalewicza znajdują się w muzeach Warszawy, Radomia, Kozienic, w wielu innych instytucjach i rękach prywatnych w Polsce i za granicą: Włoszech, Anglii, USA, Argentynie, Hiszpanii, Niemczech i Francji. W 1996 r. Muzeum Regionalne w Kozienicach zorganizowało wystawę 147 prac artysty. Była to pierwsza w Kozienicach prezentacja dzieł Stanisława Westwalewicza.

Stanisław Westwalewicz zmarł 15 maja 1997 roku, pochowany został na cmentarzu komunalnym w Tarnowie-Krzyżu.